Tag

kobiety

Przeglądanie

Równo rok temu, 25 października 2019, miałam ogromny zaszczyt i przyjemność uczestniczyć w projekcie PUNYA organizowanym przez Polską Stratosferę. Jego celem był najwyższy na świecie skok spadochronowy w tandemie i ustanowienie rekordu Guinnessa. Celem rekordu zaś było zwrócenie uwagi na poprawę jakości życia chorych na nowotwory. Co ma to wspólnego z kobietami, ich rolą i feminizmem? Też myślałam, że nic, a jednak…

(Nie)potrzebny feminizm w górach

Jeszcze kilka lat temu myślałam, że feminizm, przynajmniej w Polsce, jest już niepotrzebny i się kończy. Mieszkałam w stolicy, pracowałam w środowisku, w którym płeć nie miała znaczenia. Żyłam trochę jak w kolorowej bańce mydlanej. Jedyne środowisko, w którym odczuwałam, że bycie kobietą coś mi utrudnia, to nazwijmy to szeroko środowisko górsko/zakopiańskie.

Dopiero, kiedy zaczęłam pojawiać się w Tatrach odczułam, że nie ma równości pomiędzy kobietami i mężczyznami. Bardzo trudno jest mi o tym pisać i jeszcze trudniej dokładnie zdefiniować, co tak naprawdę było nie tak. Nikt mnie nie obrażał, nikt nie był wprost nieprzyjemny, ale odczuwałam pewną niechęć, dystans, czułam się czasem przezroczysta. Mężczyźni witając się podawali sobie ręce i zdarzało się, że omijali mnie, nie mówiąc nawet „część” czy „dzień dobry”.

Kiedyś któryś z górali przywitał się ze mną mówiąc z uśmiechem „pani pozwoli, że się przywitam i przedstawię – tak nie po góralsku”. Uśmialiśmy się oboje serdecznie. Był to jeden z wyjątków potwierdzających regułę. To oczywiście żaden dramat i włosów z głowy nie rwałam z tego powodu, że nie wszyscy obcy mi mężczyźni się witają, ale zaczęłam się bacznie przyglądać zjawisku…

Lotnictwo i spadochroniarstwo

Zostawmy na razie góry. Lotnictwo i spadochroniarstwo. Zaczęłam skakać ze spadochronem w wieku 24 lat, jestem dość kontaktowa, raczej uśmiechnięta, więc szybko weszłam w środowisko, znalazłam wśród skoczków wielu przyjaciół. Absolutnie w żaden sposób bycie kobietą nie utrudniało mi skakania, wręcz przeciwnie – wtedy kobiet w naszej sekcji było stosunkowo niewiele i może właśnie dzięki temu mężczyźni pomagali mi, uczyli i wspierali.

Tak było przez wiele lat, czułam się w tym środowisku doskonale. Sytuacja zaczęła się lekko zmieniać, kiedy zostałam instruktorem. Wtedy, gdy okazało się, że mam już pewne kompetencje i… własne obserwacje, wnioski oraz, niestety, także własne zdanie.

Są mężczyźni, którzy wspierają

Dotarło do mnie, że dopóki byłam mało doświadczonym skoczkiem przychylność i opiekuńczość odczuwałam z wielu stron. Wtedy byłam pewnie uroczą kobietką, która budziła instynkty opiekuńcze, której można było łatwo zaimponować. Kiedy zaś moje kompetencje rosły, zaczęłam z czasem odczuwać takie dziwne „coś”. Nie była to jawna niechęć, ale czułam np. nieufność ze strony niektórych instruktorów, czułam, że nie wszyscy traktują mnie na równi z innymi instruktorami – mężczyznami. Pragnę podkreślić, że dotyczyło to pojedynczych osób tylko. Mam w swoim otoczeniu mężczyzn, którzy BARDZO mnie wspierali i nadal wspierają, ale paradoksalnie ich wsparcie ukazało mi ten kontrast w postawach pozostałych.

Chętnie ci pogratuluje – ale najlepiej ciąży

Przypomniała mi się sytuacja, gdy kilka lat temu, na mojej ukochanej strefie spadochronowej, powiedziałam wszystkim znajomym, że jestem w ciąży. Pamiętam, jak jeden ze skoczków serdecznie mnie przytulił i szczerze, z serca pogratulował, powiedział, że cieszy się ze mną itd. Było to szalenie miłe. Minęło kilka lat, zostałam jedną z kilku kobiet w Polsce, które aktualnie szkolą skoczków spadochronowych metodą AFF. Jak myślicie, czy ten sam skoczek podszedł i pogratulował?

Nie zrozumcie mnie źle, nie oczekuję pochwał i gratulacji na każdym kroku, nie potrzebuję błyszczeć w świetle chwały i reflektorów. Po prostu się zastanawiam. Nie nad sobą. Zastanawiam się nad nami wszystkimi. Nad stosunkiem do kobiet i ich kompetencji. I to nie tylko mężczyzn do kobiet, ale i samych kobiet do… kobiet.

Dlaczego tak się wszyscy rwą z gratulacjami, gdy jesteśmy w ciąży (umówmy się, że na ogół nie jest to jakiś szczególny wyczyn – zajść w ciążę), a tak mało gratulacji i pochwał słyszymy, gdy coś nam się uda, gdy coś osiągniemy, własną pracą, wytrwałością, determinacją?

Jeśli młoda i ładna to raczej nie jest dyrektorką

A teraz dygresja. Jedna z moich znajomych, znakomita analityk finansów, kiedy przyszła na ważne spotkanie biznesowe usłyszała od jednego z uczestników prośbę o podanie kawy. Podobno warto było zobaczyć jego minę, gdy okazała się prowadzącą całe spotkanie, a on wziął ją po prostu za sekretarkę, zapewne dlatego, że miła i ładna. Kiedyś serdecznie bym się z tego uśmiała, ale teraz… coraz mniej mi jest do śmiechu.

Mimo iż jest mnóstwo wspaniałych facetów, którzy nas wspierają i kibicują, to nadal są też tacy, którzy uważają, że nasze miejsce jest tylko w domu, przy garach i dzieciach. I wygląda na to, że zrobią wiele, by nas tam zapędzić i przytrzymać wbrew naszej woli.

Z baby pilota nie będzie

Część z Was z pewnością wie, że marzy mi się zostanie pilotem. Znam wielu wspaniałych pilotów, kobiety i mężczyzn, ale poznałam niestety też takich, którzy bez skrępowania, głośno i publicznie mówią, że „z baby to pilota nie będzie”, „baby się nie nadają do latania”. Że co do cholery?!

Powoli zaczyna do mnie docierać, że złe, nierówne traktowanie kobiet dotyczy wielu dziedzin. Mam do czynienia z takimi, w których dominują bardzo silni mężczyźni, często autorytarni, z silnymi osobowościami. Większość z nich podziwiam i z przyjemnością z nimi współpracuję, wiele dobrego się od nich uczę, ale… coraz częściej dostrzegam pozostałych i moje przerażenie rośnie.

Nie równość a sprawiedliwość i uczciwość

Żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie uważam, że kobiety są równe mężczyznom pod wszystkimi względami. Nie uważam, że do wszystkiego nadają się w takim samym stopniu. Doskonale zdaję sobie sprawę z wielu różnic i ograniczeń, szanuję je i rozumiem, ale… nie zgadzam się na niesprawiedliwość.

Nie musimy być tacy sami

Zapewne są kobiety, które nie nadają się na pilotów, ale są też przecież tacy mężczyźni! Nie znam się kompletnie na budowie silnika samochodowego, ale nie jest to powód, żebym nie poznała i nie nauczyła się budowy silnika samolotowego. Czy jest mi trudniej, jako humanistce niż miłośnikom motoryzacji? Pewnie tak, ale za to mam inne cechy bardzo przydatne pilotom – nigdy nie tracę zimnej krwi i nawet w najbardziej stresującej sytuacji myślę trzeźwo.

Fakt, że jesteśmy kobietami nie oznacza koniecznie, że jesteśmy słabe, płochliwe i niedecyzyjne. To, że jesteśmy inne, nie oznacza do licha, że gorsze. I naprawdę bardzo trudno jest mi to pisać, ale ja się czasami naprawdę tak czuję. Jakbym ze względu na płeć była ułomna, nie traktuje się mnie poważnie, bo jestem kobietą. Albo inaczej – mam poczucie, że gdybym była mężczyzną traktowano by mnie poważniej. Rzadko, ale jednak. I to wszystko dzieje się w latach 20-tych, XXI wieku! Jeśli ja odbieram takie sygnały, to znaczy zapewne, że nas – tak samo czujących – jest dużo, dużo więcej!

Feminizm a rekord Guinnessa

Jaki związek ma to wszystko, co opisałam, ze wspomnianym rekordem Guinnessa? Kiedy Arkadiusz Maya Majewski organizował zespół, który miał pracować przy projekcie PUNYA, poprosił mnie, abym mu pomogła i wystąpiła w roli jego zastępcy. Sprawy potoczyły się w taki sposób, że Maya z kierownika projektu stał się jego uczestnikiem – tandem pilotem, który wraz z Jimem Wiggintonem miał wykonać najwyższy na świecie skok tandemowy. Siłą rzeczy ja z zastępcy stałam się naziemnym kierownikiem planowanego skoku. Jak myślicie, czy wszystkim mężczyznom się spodobało, że kobieta będzie teraz miała tu coś do powiedzenia…?

lot balonu punya project
fot. Polska Startosfera

Nie umiejętności i doświadczenie, a płeć czynią z ciebie dobrego kandydata


Mam poczucie, graniczące z pewnością, że gdyby szefem załogi naziemnej został którykolwiek mężczyzna, z mniejszym doświadczeniem i z mniejszymi kompetencjami to spotkałby się z o wiele większą akceptacją. Mi dano odczuć, że nie wszystkim moja rola w tym projekcie się podoba, choć nikt nie zdecydował się otwarcie zgłosić Mai zastrzeżeń.

Co by było, gdyby zabrakło dziś feministek?

Piszę Wam o tym wszystkim dlatego, że niedawny wyrok Trybunału (nie)Konstytucyjnego zakazujący aborcji w przypadku nieodwracalnych wad płodu i/lub zagrożenia życia matki, uderza bezpośrednio w podstawowe prawa kobiet. Ja naprawdę myślałam, że feminizm jest nam już niepotrzebny, że 100 lat temu, kiedy kobiety walczyły o prawa wyborcze, wtedy – tak, ale dziś?

Dziś niestety dochodzę do wniosku, że w wielu obszarach życia nadal jest konieczny. Że nadal musimy krzyczeć, walczyć i dopominać się na ulicach o podstawowe prawa decydowania o swoim zdrowiu i życiu, o zdrowiu i życiu naszych dzieci. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała głośno upominać się o tak podstawowe rzeczy. Jestem tym zażenowana. Jest mi wstyd i nie wiem, co odpowiadać córce, gdy pyta, dlaczego to ciągle kobiety muszą o coś walczyć?
Drogie Kobiety i Drodzy Mężczyźni – wspierajmy się, nie oceniajmy, nie próbujmy decydować za innych. Nie oczekujmy heroizmu. Nie bądźmy czyimś sumieniem. Każdy ma przecież swoje.

W momencie, gdy w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej rozpoczynała się premiera sztuki, pt. „Wanda” pióra Wiesławy Sujkowskiej, my byliśmy tysiące kilometrów stąd, gdzieś na szlaku w Himalajach Nepalu. Premierę więc przegapiliśmy, ale byliśmy w świecie, który Wanda pokochała, który wybrała, i w którym została już na zawsze.   

Nigdy jeszcze nie byłam na spektaklu, do którego byłabym lepiej przygotowana. Wprawdzie zapomniałam zabrać z domu torebkę i poszłam do teatru z górskim plecakiem, ale za to doskonale znałam postać, tematykę, miejsca, konteksty i odniesienia. 

Himalaje i Karakorum na maleńkiej scenie

Zupełnie nie byłam w stanie wyobrazić sobie, jak na małej białej scenie jedna aktorka zdoła pokazać Himalaje… Bo przecież nie można mówić o Wandzie Rutkiewicz bez nich. Mówienie o górach już jest trudne, pisanie jeszcze trudniejsze, a pokazanie ich w teatrze? Wydało mi się pomysłem karkołomnym. Bardzo się pomyliłam, na szczęście. 

Wanda „ukradła” mężczyznom Mount Everest

Właściwie nie jestem pewna czy trudniejsze wydawało mi się pokazanie gór, czy Wandy. Wanda Rutkiewicz była osobą niezwykłą, budziła skrajne emocje, miała swoich wielbicieli i przeciwników. Mało kto pozostawał wobec niej obojętny. Nie pasowała do swoich czasów, zawsze się wyróżniała, była szalenie ambitna i konsekwentnie dążyła do celu. Była nie tylko najlepszą polską himalaistką. Była jednym z najlepszych polskich himalaistów… Pierwszym Polakiem na Mount Evereście! Tego właśnie część polskiego męskiego świata wspinaczkowego nie mogła jej darować. 

Wanda Teatr Polski plakat
Plakat do spektaklu „Wanda” w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej

Wandzia

Pytam czasem o nią naszego przyjaciela Alka Lwowa, który znał Wandę osobiście. Uśmiecha się wtedy szeroko i zawsze mówi o niej Wandzia. Przyznaje, że była trudna, ale dodaje, że ją lubił. A ja się wtedy zastanawiam, czy któryś z himalaistów nie był trudny? Czy tylko w przypadku kobiety to się tak bardzo rzucało w oczy?

Wspomina także, że była piękną zadbaną kobietą. Bardzo się wyróżniała, nie tylko wśród polskich himalaistek. Podobno nawet w bazie pod K2 miała ze sobą buteleczkę ulubionych perfum…

Alek ma mnóstwo dzienników, które zawsze pisał będąc w górach. Mówi, że to, co dziś pamięta, często konfrontuje z zapiskami robionymi na bieżąco. Wyniki tych porównań zaskakują nawet jego samego. Dlatego czasem się złości, gdy słyszy kolegów wypowiadających się na temat przeszłości i mijających się przy tym mocno z prawdą. Pamięć ludzka jest zawodna. I wybiórcza.

„Wanda” Anny Kamińskiej

Wspaniałą opowieścią o niebanalnym życiu Wandy jest książka Anny Kamińskiej (którą uwielbiam, a wierzcie mi, jestem naprawdę wybredna), pt.“Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz”. Są tam nie tylko wspomnienia, ale i dokumenty, listy, notatki. Doskonale napisana, wnikliwa i obiektywna. Pobudzająca wyobraźnię i pozbawiona jakichkolwiek zgrzytów językowych, które w książkach o tematyce górskiej zdarzają się ostatnio coraz częściej. 

Kobiety o kobiecie i górach

Tak samo doskonale jest napisany monodram „Wanda”. Bez jakichkolwiek wpadek językowych czy merytorycznych, niepotrzebnych zabiegów stylistycznych, bez patosu. Niezwykłą sztukę o niezwykłej kobiecie, stworzyły kobiety. Napisała Wiesława Sujkowska, w roli Wandy wystąpiła fantastyczna Anita Jancia-Prokopowicz, Maria Sadowska -reżyseria i muzyka,Ilona Binarsch – scenografia, kostiumy, wideo i światła oraz Joanna Grabowiecka – reżyseria i światła. 

Premiera spektaklu „Wanda” odbyła się półtora roku temu. Oszczędzę Wam więc spóźnionej recenzji, a napiszę tylko, że jestem zachwycona. Wanda, którą powołała do życia na scenie Anita Jancia – Prokopowicz, onieśmiela, wzrusza, wzbudza podziw i zazdrość. Jest piękną odważną kobietą, równocześnie silną i kruchą, bezwzględną i wrażliwą, kochaną i samotną. To Wanda. A góry? 

Wanda nocą spektakl Bielsko-Biała
fot. Joanna Gałuszka

Zapach gór można poczuć nawet w teatrze

Góry po prostu się czuje na tej scenie. Kiedy przymykałam na chwilę oczy, widziałam Lamę odprawiającego pudżę, buddyjską modlitwę, aby obłaskawić górę i pobłogosławić wspinaczy. Czułam zapach kadzideł i bezkresną świeżość himalajskiego powietrza. Słyszałam modlitwy śpiewane przez  buddyjskich mnichów o świcie, słyszałam dźwięki ich dzwonków. Nocne pomruki lodowców i skrzypienie śniegu pod stopami. Widziałam miliardy gwiazd nad głową i cienie flag z mantrami, które powiewały na wietrze zanosząc modlitwy tam, gdzie trzeba. Dotykałam chmur, które prześlizgiwały się przez przełęcze i przez moje palce…    

Spektakl i jego znakomita recenzja

Jeśli chcecie przeczytać bardzo dobrą, rzetelną recenzję sztuki, odsyłam Was TUTAJ, do artykułu autorstwa Beaty Słamy, której też jestem fanką.

A jeśli macie ochotę na garść wzruszeń i zachwytów, to chodźcie wprost TUTAJ, po bilety na ten wyjątkowy spektakl. 
Nie marudźcie, że daleko, bo na przykład z Warszawy to tylko 400 km i 4 godziny. Wanda do bazy pod K2 szła piechotą, o kulach! 400 kilometrów i zajęło jej to znacznie więcej niż 4 godziny…. 
Zatem, Wy też dacie radę!

O co chodzi z tym całym blogowaniem? Po co i komu są one w ogóle potrzebne? Zadawaliście sobie czasem to pytanie? Ja owszem. Ale do odpowiedzi dochodziłam dość długo i to pokrętną drogą. Do czytania blogów i zrozumienia ich wartości zaprowadziła mnie chęć pisania, a było to mniej więcej tak:

Przyczynek pierwszy

Przyszedł taki moment, że nie sposób już było mojej fascynacji Nepalem i jego małymi mieszkańcami, zawrzeć i opisać w choćby najdłuższej rozmowie. Gubiłam się w tym, co komu opowiadałam, za dużo jest wątków, anegdot i naszych działań, żeby starczyło wieczoru na opowiedzenie o cudach, których tam doświadczam.

Przyczynek drugi

Ponadto wiedza górska, którą nieustannie czerpię od mojego prywatnego ratownika górskiego 😉 zaczęła się już przelewać, a szkoda mi ją tak marnować, chciałabym, żeby inni też mogli z niej korzystać, dzięki czemu mogą być bezpieczniejsi.

Przyczynek trzeci

Do tego doszły jeszcze setki osób, których filmowałam i fotografowałam podczas skoków spadochronowych. Tej radości i szczęścia, które widziałam na ich twarzach, nie chciałam zostawić bez komentarza. Wiem, ile taki skok znaczył dla większość z nich, wiem co im dał, wiem, że wielu z nich odmienił życie. Widziałam, jak skok ze spadochronem pomaga w walce z chorobą, z uporaniem się z przeszłością, jak pozwala nabrać sił do walki o przyszłość.  

Przyczynek czwarty

W końcu przyszedł taki dzień, kiedy potrzeba pisania zaczęła mnie przytłaczać w równym stopniu, co codzienne obowiązki ‘około-rodzinno-domowe’. Pomyślałam, że blog może stać się dla mnie połączeniem przyjemnego z pożytecznym. Czy się uda? Zobaczymy! 

Szukając formy

Chciałabym Wam o tym wszystkim opowiedzieć tak na spokojnie, po swojemu. Bez stresu i bez konieczności wznoszenia się na niedostępne dla mnie wyżyny literackie. Bardzo, bardzo długo nie umiałam znaleźć dla siebie dobrej formy. Ani facebook, ani papier nie wydawały mi się odpowiednie.

I tak chyba podczas rozmyślań i poszukiwań trafiłam w świat blogów. Właściwie obcych mi wcześniej. Czytywałam naturalnie różne teksty pisane przez blogerów, znałam nazwy kilku blogów, ale zaglądałam tam tylko wtedy, gdy ktoś na fb polecił jakiś konkretny artykuł. Kiedy więc zaczęłam mocniej przyglądać się blogosferze, wpadłam po uszy. Może to niezbyt odkrywcze, ale znalazłam wreszcie źródło treści, które są naprawdę ciekawe, inspirujące, autentyczne, z pięknymi zdjęciami i, co dla mnie jest kluczowe, dobrze napisane! 

Między krytykiem a twórcą

Studiowałam polonistykę na tyle pilnie, by umieć odróżnić dobre teksty od złych. Ma to oczywiście swoje zalety, ale więcej chyba wad. Niestety, to trochę jak z krytykami filmowymi, którzy potrafią bardzo profesjonalnie ‘zjechać’ każde niemal dzieło, mimo że sami nie umieją stworzyć nic. Dokładnie tak się zawsze czułam i nadal tak się czuję.

Krytykiem literackim wprawdzie nie jestem, bywam za to krytykantką literacką. Uchodzę za niezbyt litościwą czytelniczkę, ale jak na porządnego krytyka/krytykanta przystało, tworzyć też nie potrafię 😉

Jak odkrywałam blogosferę?

No to wstęp i kurtuazję mamy już za sobą, uff. 

A teraz powiem Wam, na kogo trafiłam w tych moich blogowych poszukiwaniach, szperaniach i eksploracjach. Pragnę zaznaczyć, że był to dla mnie naprawę dziewiczy ląd, niezbadana otchłań Internetu, równie przyjazna i znajoma, jak darknet… 😉

Byłam tak podekscytowana, jakbym pierwszy raz w życiu wyszukiwała w Internecie treści dla dorosłych! Zaczęłam niezbyt oryginalnie i trochę na skróty, od haseł typu ‘najlepszy blog 2018’ albo ‘najpopularniejsze blogi’. Myślałam, że sprawa będzie prostsza, tymczasem ‘czesałam’, czytałam, wpisywałam, wyszukiwałam i szło mi tak sobie. W każdym zestawieniu, jakie czytałam były kompletnie inne tytuły! Za cholerę nie mogłam się w tym połapać. W końcu po długich i mozolnych poszukiwaniach trafiłam na pierwszą blogerkę, z którą zostałam na dłużej.

MOJE ULUBIONE BLOGI

techniczna

Kiedy już postanowiłam, że będę prowadzić swój blog, to właśnie u Oli znalazłam mnóstwo cennych i bardzo przydatnych informacji. Prowadziłam z Tomkiem długie rozmowy korzystając z argumentów, które wyczytałam na blogu Jestem Interaktywna. Któregoś dnia Tomek zapytał skąd ja mam te informacje, sam zaczął czytać, po czym… zamówił książkę, pt. „Bądź online” napisaną przez Olę.

Dodam jeszcze, że książka okazała się równie dobra, jak polecane w niej rozwiązania i pomogła mi uniknąć wielu pułapek, o których istnieniu nie miałam pojęcia, i w które niechybnie bym wpadła. 

Potem jakoś już poszło i odkrywałam kolejne wspaniałe miejsca w Internecie:

Liryczna

Przybyłam, zobaczyłam, przepadłam. I przepadam nadal, niezmiennie i nieustannie. Uwielbiam blog Miss Ferreira za:

– sposób, w jaki Sara opisuje świat

– jej wrażliwość

– niepowtarzalny klimat

– autentyczność i szczerość

– piękno, które przechadza się po tym blogu

– to, że pisze o dzieciach i rodzicielsktwie w taki sposób, że mnie nie mdli

– kobiecość i zmysłowość

– migawki, nostalgie, tęsknoty

– niebanalne poczucie humoru

– przepiękną polszczyznę.

zorganizowana

Pierwszy raz usłyszałam i zobaczyłam Olę Budzyńską u Oli Gościniak, na jakimś ‘live’ie’ – tak to się chyba nazywa. To była ‘Kawa z Budzyńską’. Zaintrygowała mnie, wyszukałam, kliknęłam, zaczęłam obserwować i na początku mnie nie zachwyciła. Krzykliwe kolory, duże produkty na zdjęciu profilowym, zbyt białe zęby 😉 

O jakże złudne było to moje pierwsze wrażenie! Jej mądre, zabawne wpisy na Instagramie sprawiły, że zaczęłam się uważniej przeglądać PSC. I w końcu zrozumiałam dziesiątki tysięcy kobiet, które są jej wyznawczyniami. Jest fantastyczna, energetyczna, charyzmatyczna, asertywna, zorganizowana, aktywna, roześmiana i szczera. Wspaniała.

A poza tym, albo przede wszystkim, inspiruje i motywuje kobiety do działania, pomaga właściwie ustawiać priorytety, uczy planowania, podrzuca przydatne przy tym narzędzia i dzieli się hojnie swoim doświadczeniem. Współpracuje z innymi kobietami. Jest naprawdę świetna, działa na mnie jak zastrzyk pozytywnej energii i trochę zastępuje skoki spadochronowe w nieskocznym zimowym sezonie.

Wątpiąca

To już trzecia Ola w tym zestawieniu! I to jest absolutna mistrzyni autoironii, bogini wątpliwości, mądra, niesłychanie dobra i wrażliwa kobieta, z cudownym poczuciem humoru i zdolnościami aktorskimi ;). Zwana po prostu Radomską lub Olinkiem. Cudowna przeciwwaga do Oli Budzyńskiej, królowa emocji, huśtawek nastrojów i chaosu. Szczerość i dystans do siebie level master. O ile się nie mylę to pod koniec lutego, kiedy Radomska rozpakowywała paczkę od Pani Swojego Czasu, a w niej planner, stała u niej w domu jeszcze choinka. Jeśli znacie, rozumiecie, jeśli nie znacie – poznajcie. Koniecznie. 

Zaczynająca

Pisze o sobie tak: 

Gdyby ktoś mnie dziś spytał, co od ćwierćwiecza robię najczęściej, odpowiedziałabym, że zaczynam od nowa. Różne rzeczy zaczynam, czasem życie, a czasem tylko książkę. Lubię początki. Dziś mogę napisać, że zawsze przynoszą coś dobrego, tylko nie wolno się ich bać. Świeży start to jedna z najbardziej stymulujących rzeczy na świecie! 


Nic nie działa bardziej inspirująco niż myśl, że można zaczynać od nowa, że może się czasem coś nie udać, wykrzaczyć, wysypać i świat się wtedy nie zawali. Przyjdzie nowe i będzie lepsze, choć na razie nie możemy tego jeszcze wiedzieć. 

Padłaś? To powstań, popraw koronę i zapi…..aj! 😀

Interaktywna jest pomocna i techniczna, Ferreira liryczna i nostalgiczna, Pani Swojego Czasu zorganizowana i energiczna, Radomska wątpiąca i autoironiczna, a Tekstualna wszystko zaczyna ciągle od nowa :). 

Świat kobiet, które wzajemnie się wspierają

Dla mnie te blogi to zestaw obowiązkowy. Kobiety, które je tworzą są tak cudownie różne. I wiecie, co? Poznawałam te i poznaję kolejne przez inne blogerki. Te babki naprawdę potrafią się wspierać i dowodów na to są setki.  

U Oli Gościniak poznałam Olę Budzyńską, czyli Panią Swojego Czasu, jej istnienie potwierdziła gdzieś u siebie Radomska, której filmik z kolei podesłała mi kiedyś bratowa. Od Pani Swojego Czasu dowiedziałam się o istnieniu Worqshop, a od Tekstualnej o Basi Szmydt, która u siebie z kolei pisała o Simplicite.

Ta wyliczanka nie ma końca, a ja ciągle z radością odkrywam kolejne wartościowe treści, będę Wam o tym jeszcze na pewno pisać. Bo to dzięki blogom znalazłam na przykład sposób na skuteczną i przyjemną! naukę oraz zdałam dzięki nim pierdyliard egzaminów na instruktora spadochronowowego.
Mama nadzieję, że i Wy pozwolicie się im zainspirować!