Tag

koronawirus

Przeglądanie

Pierwszą lekcję biologii o wirusach pamiętam doskonale do dziś. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie zdanie, którym nauczycielka zaczęła zajęcia: „Jest na świecie taka grupa organizmów, które zagrażają naszemu życiu, organizmy te są niewidzialne i jesteśmy wobec nich praktycznie bezbronni.” Na początku nie mogłam w to uwierzyć. Najbardziej fascynowało mnie, że z punktu widzenia biologii nie są właściwie organizmami, a zawierają RNA lub DNA, mogą mutować, uodporniać się na leczenie i tak naprawdę nie mamy możliwości ich okiełznać. Mogą wywoływać epidemie. Wtedy zdecydowałam, że będę zdawać maturę z biologii. Dziś tamta lekcja jest moją codziennością a ja, wraz z tysiącami ludzi na świcie, zastanawiam się, jak zmieni się nasze życie po zarazie?

Zamknięcie

Dziś, kiedy to piszę jesteśmy już w trakcie globalnej zarazy spowodowanej koronawirusem wywołującym chorobę nazwaną COVID 19. 
Od czwartku 12 marca 2020, kiedy zamknięto szkoły, wszystko zaczęło zwalniać. Na początku powoli i z niedowierzaniem przyjmowaliśmy informacje o odwoływanych imprezach masowych, potem kameralnych spotkaniach, w końcu – wszystkich. Zamknięto granice, lotniska, kina, centra handlowe. Na koniec zamknięto nas. W domach, ale jednak, zamknięto. 

Co musieliśmy poświęcić?

Ile planów nie wypaliło? Z ilu rzeczy musieliście zrezygnować? U mnie na razie nie najgorzej. Choć… nie minął jeszcze miesiąc, a przepadł mi:

– koncert Lao Che, pierwszy na który mieliśmy iść razem z dziećmi, bilety kupiłam chyba jeszcze w listopadzie;

– kilkudniowy babski wypad do Szkocji. Zamki, tajemnice, miejsca związane z Harrym Potterem i Outlanderem. Miałyśmy popijać szkocką whisky w edynburskich pubach;

– zaplanowany na początek maja lot do Londynu na komunię mojej uroczej Chrześnicy Lily;

– kurs PPL(A) na pilota samolotowego.

Nic takiego niby, a przykro mi z każdego tego powodu jak sto diabłów.

Podobno introwertycy miło spędzają czas podczas tej izolacji a ekstrawertycy dostają szajby. Jestem ekstrawertyczką… Nasz dom zawsze był pełen ludzi, mamy wspaniałych przyjaciół, z którymi często się spotykaliśmy. Wszystko to musi zaczekać. Ile? No tego niestety nie wiadomo. Na początku te dwa tygodnie wydawały się dłużyzną, choć szukałam w tym pozytywów. Teraz wiadomo już, że może będą to jeszcze dwa miesiące? A może dłużej?

życie zahamowało z piskiem opon

Nikt z nas nie lubi ograniczeń, jedni łatwiej akceptują ingerowanie w ich wolność, inni trudniej, ale z całą pewnością nikt tego nie lubi. Nastał bardzo ciekawy socjologicznie czas. Narzekaliśmy na życie w pędzie, czuliśmy się czasem jak chomiki w kołowrotkach, pędzący nie wiadomo po co, nie wiadomo za czym. Niektórzy zdążyli trochę wyhamować swoje tempo życia jeszcze przed epidemią, inni zostali do tego zmuszeni teraz. Życie milionów ludzi na całym świecie wyhamowało z piskiem opon, z dnia na dzień.

konsekwencje zarazy

Jedno jest pewne. Nic już nie będzie takie samo jak przedtem. Co konkretnie to dla nas oznacza i jakie będą konsekwencje tej globalnej zarazy? Oto moje typy:

Priorytety

Mamy szansę ustalić na nowo nasze priorytety. Macie czasem wrażenie, że jako społeczeństwo pogubiliśmy się w biegu ku posiadaniu? Że nasze priorytety przypominają rozsypane klocki? Relacje z bliskimi tuż obok nowej pary butów, zdrowe jedzenie przykryte nadgodzinami, pasje przesłonięte przez wakacje all inclusive.

No to trzeba będzie teraz z tych klocków ponownie ustawić wieżę. Czy fundamentem będzie zdrowie i bezpieczeństwo naszych bliskich? Czy przypomnimy sobie, że w ogromnej większości przypadków nasza praca nie ratuje niczyjego życia? I czy okaże się, że możemy przeżyć weekend, dwa lub osiem bez galerii handlowych? 

butter lamp nepal ogien
Lampki w Swayambhunath, tzw. Świątyni Małp w Dolinie Kathmandu, Nepal

Docenienie

Staram się doceniać swoje życie każdego dnia. Wszystko, co mam. Rodzinę, przyjaciół, dom, drzewa za oknem. W obliczu zagrożenia śmiercią, utratą bliskich i zdrowia, wszystkie problemy, które miałam jeszcze miesiąc temu wydają mi się śmieszne. Czujecie podobnie? Naprawdę muszą nas spotykać kataklizmy i nieszczęścia, abyśmy odkryli, że mamy dobre życie? My, Polacy, żyjemy relatywnie w bezpiecznym miejscu i dobrych czasach. Nie dotykają nas wojny, trzęsienia ziemi. Mamy pracę, domy, jedzenie i poczucie bezpieczeństwa, które za tym idzie. Że inni mają lepiej? Niektórzy na pewno. A zastanawiacie się czasem, ilu ludzi ma znacznie gorzej niż my? Nie? To zapraszam na wycieczkę, np. do bliskiego memu sercu Nepalu. Pisałam o tym TUTAJ.

Kilka tygodni w domu. Radość, spokój czy strach?

Szczerze? Trochę się ucieszyłam na wieść o pierwszych dwóch tygodniach w domu. Miałam czas zacząć pisać dla Was (i dla siebie) ten tekst, czytałam książki, oglądałam z dzieciakami filmy, chodziliśmy na spacery, rozmawialiśmy o tym, co w życiu ważne. Tak było przez pierwszy tydzień. Potem humor zaczął mi siadać. Próbowałam pracować, ale każde kolejne zadanie, w zaistniałej sytuacji, wydawało mi się coraz bardziej bezsensowne. Mam taki problem, że nie umiem robić czegoś, w czym nie widzę sensu. W życiu zawodowym czasem bardzo mi to przeszkadzało, bo zwykle nie potrafiłam w porę zamknąć dzioba i nie kłapnąć ozorem, że nowy pomysł szefa jest beznadziejny. No więc w czasie zarazy zaczęłam mieć wrażenie, że moja praca jest kompletnie nie na miejscu i nie ma wykazuje żadnego sensu. Nie jestem lekarzem, nie jestem policjantem, nie jestem ekspedientką. Ich praca ma teraz ogromny sens. Moja – niekoniecznie.

w domu nie zawsze jest bezpiecznie

Jednak mimo wszystko część mnie cieszyła się, że jestem w swoim domu, z rodziną którą kocham, z kotami, które zdążyliśmy kilka tygodni temu adoptować. Jestem jednak pewna, że dla niektórych te tygodnie to jest i będzie tortura. Nie wszyscy czujemy się w domu dobrze, nie wszyscy jesteśmy w nim bezpieczni. Myślę o rodzinach, w których jest alkohol i przemoc, myślę o maltretowanych kobietach i dzieciach, które teraz jeszcze bardziej nie mają dokąd uciec. Boję się o nich, ale równocześnie mam nadzieję, że może ten czas będzie dla takich kobiet impulsem do zmiany, do ucieczki, do walki o siebie i dzieci. Może zaraza stanie się dla nich szansą na lepsze życie? Bardzo im tego życzę. 

pozory mylą, czyli nadchodzi czas próby

Są jeszcze domy, w których tylko z pozoru jest wszystko dobrze, ale domownicy tak naprawdę od dawna żyją osobno, w innych światach. Co się z nimi stanie, gdy te inne światy się zamknęły i teraz są w czterech ścianach skazani na swoją ciągłą obecność? To z pewnością będzie czas próby. Nie wszystkie związki i rodziny wyjdą z niego zwycięsko.

czy samotni mają lepiej?

Są też ludzie, którzy mieszkają sami. Czasem z wyboru, czasem z konieczności. Przez te kilka tygodni będą znacznie bardziej samotni niż zwykle? Czy wręcz przeciwnie? Może zniosą izolację dużo lepiej niż ich bardziej stadni znajomi? A potem? Może zechcą coś zmienić w swoim życiu? Może nieco bardziej otworzą się na świat i innych ludzi? Kto wie?

Praca

Może się okazać, że wysiadywanie dupogodzin w wielkich korporacjach nie jest tak naprawdę konieczne. Może się okazać, że bywamy bardziej efektywni, gdy pracujemy wtedy, kiedy chcemy i niekoniecznie jest to poniedziałek – piątek od 9.00 do 17.00. Miałam szczęście mieć w życiu takich szefów, którzy wierzyli, że będąc w domu mogę pracować równie skutecznie, jak będąc pod ich czujnym okiem. Mi dało to nieco wolności wyboru, a im niczego nie odebrało. Nie dotyczy to oczywiście każdej pracy, ale wierzcie mi, że mnóstwo rzeczy można robić właśnie zdalnie. Być może ten czas izolacji pozwoli nam to odkryć? Tego akurat jestem pewna.

balkon zamiast mordoru

Może się okazać, że całe zastępy ludzi, które zwykle przed 9.00 rano zmierzały szarą wezbraną falą ku bramom Mordoru na Domaniewskiej (jak pieszczotliwie nazywamy zagłębie korporacyjne na warszawskim Mokotowie) mogą spokojnie zostać w domach. Przy swoich kuchennych stołach, na kanapach, na balkonach mogą wykonywać te same zadania z równie wysoką skutecznością, co w betonowo-szklanych molochach. 

Relacje

I tu dochodzę do tego, co w czasie izolacji boli mnie najbardziej. Tęsknię. Za ludźmi. Najbardziej ze wszystkiego denerwuje mnie to, że tęsknię za ludźmi. 
Za rodzicami, nawet za bratem ;), za przyjaciółmi, znajomymi, sąsiadami, współpracownikami. Jestem zwierzęciem stadnym, prowadziliśmy zawsze dom otwarty. Nie było do tej pory takich tygodni, żebyśmy się z nikim nie spotykali. Dzieciaki stale dopytywały, kto dziś do nas przyjedzie?
Od kilku tygodni odpowiedź brzmi – nikt… 
A kiedy ktoś przyjedzie? – nie wiadomo…

czorteny flagi buddyjskie nepal mustang
Czorteny, dolina Kali Gandaki, Nepal

serce się kraja

Serce mi się kraja, gdy Lila mówi, że chce do „baby Halyny” albo do babci Basi. Że chce zobaczyć się z Nikosiem, Marysią, że chce wrócić do swojej szkoły… Wiem co czuje, bo ja czuję to samo. W akcie desperacji zorganizowałam wirtualne spotkanie z bliskimi skoczkami spadochronowymi. Czułam się trochę jak kretynka szczerząc zęby do ekranu i unosząc kufelek z piwem do kamery, ale wiecie co? Dobrze mi to zrobiło, fajnie było zobaczyć te mordki, choćby tylko tak.

jak sobie radzić?

Jakie mam wnioski? Jak sobie radzę? Różne i różnie. 

Dom wysprzątany, ogród ogarnięty, ja nieco smutna, troszkę sfrustrowana i ociupinkę wkurwiona… 

Tęsknię za swoim życiem, podobnie pewnie jak i Wy, ale równocześnie staram się doceniać każdą jego chwilę, każdą sekundę. Cieszę się tym co mam, co przeżywam. Swój kalendarz, który prowadzę w formie bullet journal (opowiem Wam o nim następnym razem), zmieniłam w pamiętnik dobrych momentów, w skarbnicę pozytywnych myśli i inspirujących treści. Z tym wszystkim łatwiej będzie mi przetrwać trudny czas, a potem będzie też do czego wracać, gdy życie znów zacznie się kiedyś niebezpiecznie rozpędzać…

platki roz ziarna ryzu nepal
Ofiary z kwiatów i ryżu w hinduskiej świątyni, Kathmandu, Nepal.

I jeszcze krótka dygresja na koniec. Niedługo przed zarazą, kiedy wydawało mi się, że mam trudny zawodowo czas, mnóstwo rzeczy na głowie i sporo stresu, pewien bliski mi człowiek na pocieszenie przytoczył słowa amerykańskich żołnierzy z Navy Seals:

Jedyny łatwy dzień był wczoraj.

Zatem jak padłam, to powstaję. Poprawiam koronę i idę dalej. Choćby tylko z kanapy do kuchni i z powrotem.