Tag

dzieci

Przeglądanie

Walka o czasowniki nieregularne toczy się w naszym domu od mniej więcej roku. Na razie wygrywają czasowniki. Jako, że Młody ma zdiagnozowane zaburzenia koncentracji uwagi, to walka z założenia jest nierówna. Umawialiśmy się na te czasowniki już dziesiątki razy, były zabiegi motywacyjne, prośby, groźby i konsekwencje. Naprawdę próbowaliśmy chyba wszystkich humanitarnych metod wywierania wpływu. Wszystko na nic. Tłumaczyliśmy, rozmawialiśmy, pomagaliśmy. Nic. Kiedy znów całodzienne próby nauczenia się garści słówek spełzły na niczym, a Tomkowi za chwilę już miały strzelić bezpieczniki, wpadłam na pewien chytry pomysł.

Nowy plan.

Realizację rozpoczęłam następnego poranka. Młody jest fanem harcerstwa, jego druh jest absolutnym guru, opowiada chłopakom świetne rzeczy o metodach wpływania na podświadomość, o wywieraniu wpływu na innych, o wykorzystywaniu potencjału itp. Pomyślałam, że to może stać się moją bronią w walce z angielskimi czasownikami!

Zatem przy śniadaniu zaprosiłam Młodego do pewnej zabawy. Poprosiłam, żeby wyobraził sobie, że jest zastępowym, ma pod swoją opieką sześciu harcerzy i właśnie dostali zadanie zorganizowania ogniska dla pięćdziesięciu osób. Zapytałam więc:

  1. Co muszą kupić?
  2. Co trzeba zorganizować?
  3. W jakiej kolejności trzeba wykonać zadania?
  4. Ile czasu na to wszystko potrzebują?
  5. Jak się podzielą robotą?

Dobrze kombinował, ja tylko podpowiadałam, że np. zaczynamy od zakupów i opału, a herbatę robimy na końcu. Wprowadziłam trochę komplikacji w postaci harcerzy, którzy wzięli na zakupy za mało pieniędzy i  takich, którzy zamiast po opał poszli na ryby.

Co będzie, jeśli się nie uda?

Poprosiłam, aby wyobraził sobie jakie będą konsekwencje, jeśli nie zdążą na czas przygotować ogniska? Doszedł do wniosku, że zaproszeni goście będą rozczarowani,  druh zawiedziony i w konsekwencji on jako zastępowy straci nieco zaufania i w przyszłości nie dostanie ciekawych i trudnych zadań.

Dzięki zapasowi czasu, ciągłemu zarządzaniu kryzysem oraz dobremu gospodarowaniu zasobami ludzkimi udało się wszystko zakończyć szczęśliwie. Ognisko zaczęło się na czas. Misja zakończona sukcesem.

Zapytałam, ile zmian w stosunku do pierwotnego planu musiał wprowadzić, aby udało się zrealizować zadanie? Obliczył, że co najmniej pięć. Chwilę pomilczeliśmy. Zapytałam czy wie, po co wymyśliłam to zadanie i jak ono może mu się przydać? Szybko skojarzył, że mam na myśli 10 czasowników nieregularnych i wypracowanie, na które poprzedniego dnia się umówił z tatą. Zrobił szybko plan i wziął się do roboty. Chyba pierwszy raz widziałam, żeby się uczył z takim zapałem i energią. Bez jęków, wzdychania, jojczenia, marudzenia, narzekania, ociągania się, zwlekania, wyszukiwania sobie zastępczych zadań i szeregu wymówek. Po prostu poszedł do pokoju i się uczył.

Efekty.

W ciągu 40 minut opanował 10 czasowników wraz z ich znaczeniem i wszystkimi formami. A następnie w ciągu godziny napisał wypracowanie na 250 słów. A wierzcie mi, że jeszcze dzień wcześniej uczył się bezskutecznie patrząc jedynie na książkę i zamierzał bronić tej metody jak niepodległości. Te dwa zadania były ponad jego siły i możliwości, tak w każdym razie uważał sam zainteresowany.

A jednak dał radę! Pogratulowałam najserdeczniej, pochwaliłam, doceniłam, nagrodziłam.

Teraz czekam, żeby ktoś pochwalił mnie 😀

Historia naszej działalności charytatywnej zaczyna się tuż po katastrofalnym trzęsieniu ziemi o sile 7,8 w skali Richtera, które nawiedziło Nepal 25 kwietnia 2015 roku o 11:56 lokalnego czasu. W jego wyniku śmierć poniosły 8964 osoby, a rannych zostało co najmniej 23447 osób.

„Nie zapominajcie o nas…”

Nepal, po tym tragicznym wydarzeniu, popadł w jeszcze większe tarapaty. Po pierwszej pomocy, która popłynęła ze świata, przyszła szara codzienność, brakowało turystów, nie było zatem pracy i dochodów dla tysięcy nepalskich rodzin. Zapytani, czego potrzebują teraz najbardziej odpowiadali, że pracy, prosili „odwiedzajcie Nepal, nie zapominajcie o nas, potrzebujemy pracy i edukacji dla naszych dzieci”.

Ruszyliśmy na swój kolejny trekking, pod szyldem naszej nieformalnej grupy  Sky Tatra Team, równo rok później. Ale nie był to zwykły trekking, taki jak dotychczas. Tym razem postanowiliśmy zorganizować trekking charytatywny, pomocowy. Chcieliśmy na własne oczy zobaczyć, jak bardzo zmienił się Nepal po trzęsieniu ziemi. Ruszyliśmy pełni obaw, czy ten znany nam magiczny świat przetrwał, czy ludzie pozostali otwarci, serdeczni i uśmiechnięci, czy szlak wokół Annapurny, który już kiedyś przeszliśmy, nadal pozostał najpiękniejszym trekkingiem świata (dziś już wiemy, że jest jeden jeszcze piękniejszy, ale o tym kiedy indziej).

Zdjęcie z nepalskiej gazety

Ekspertem od pomysłów niemożliwych do zrealizowania jest mój Tomek, który ma na swoim koncie 2 wyróżnienia w kategorii Wyczyn Roku na KOLOSACH (festiwalu podróżniczym) – za skok spadochronowy ze stratosfery w ramach Projektu Polska Stratosfera (2014) oraz rekord świata w głębokości nurkowania na najwyższej wysokości, w jeziorze Tilicho w Himalajach (2007).

Tomek znalazł w Internecie zdjęcie jednej z najwyżej położonych i  najbiedniejszych szkół świata. Na zdjęciu był nauczyciel, w bardzo skromnym pomieszczeniu, grubo ubrany, na ławce siedziało kilkoro dzieci w czapkach, przed nimi tylko zeszyty. Powiedział mi wtedy:

Słoneczko, znajdź tego nauczyciela, to jest szkoła,  której pomożemy!
szkola Bragha Nepal
Szkoła w wiosce Bragha. Zdjęcie pochodzi z gazety Kathmandu Post.

No jasne, bardzo śmieszne, wyszperał jakieś zdjęcie w nepalskiej gazecie i każe mi na jego podstawie znaleźć człowieka! Na końcu świata, w kraju, w którym potężne trzęsienie ziemi zniszczyło domy, drogi, elektrownie i niemal całą infrastrukturę! Który nie wiadomo jak się nazywa, gdzie mieszka i zapewne nie zna angielskiego. No fantastyczny projekt. To ja już chyba wolę szukać igły w stogu siana, przynajmniej wiadomo, gdzie jest to siano…

jak znaleźć człowieka na końcu świata?

Rozpoczęłam gorączkowe poszukiwania. Trop był oczywisty, zaczęłam od gazety Kathmandu Post, z której dowiedzieliśmy się o szkole w wiosce Bragha. Napisałam na fb wiadomość do redakcji. Na pierwszą nie zareagowali. Czekałam cierpliwie kilka dni, wszak wiadomo, że czas tam płynie zupełnie inaczej niż w naszym zachodnim świecie. Napisałam więc kolejną wiadomość i już po kilku dniach 😀 dostałam adres mailowy do autora artykułu. Cieszyłam się jak dziecko! Wydawało mi się, że już „jestem w domu”. O jakże sromotnie się myliłam! Podekscytowana napisałam wiadomość z prośbą o namiary na nauczyciela. Czekałam jak na szpilkach. Odpowiedź przyszła zaskakująco szybko, jak na Nepal, czułam się jak dziecko rozpakowujące urodzinowy prezent, a w środku było:

तपाइँको इमेल प्राप्त भयो

Od: „Aash Gurung”

Temat: तपाइँको इमेल प्राप्त भयो Re: Upper Manang School – we want to help

Data: 17 lutego 2016 08:51:44 CET

Do: kasia@fly3.pl

फेरि फेरि यसरी नै पठाउँदै गर्नुहोला । धन्यावाद ।

आश गुरुङ

लमजुङ संवाददाता

कान्तिपुर दैनिक

मोवाईल : ९८५६०४५०४३

             : ९८१९१९०३४३

फोन      : ०६६–५२१३३७

No to mi odpisał reporter z Kathmandu Post 😀

Ja się łatwo nie poddaję, więc po pierwszym ciosie, szybko się podniosłam, otrzepałam piórka i do roboty! Od czego mamy tłumacza google?! Okazało się, że jest to automatyczna odpowiedź o treści „Wyślij to jeszcze raz. Dziękuję”. Oczywiście wysłałam, ale nigdy więcej nie dostałam już od nich żadnej wiadomości.

No i co teraz? Co dalej? Wróciłam do punktu wyjścia, a nawet, rzec by można, nieco się cofnęłam. No ale nic to, zakasałam rękawy i wzięłam się za czesanie internetów. Jak nie reporter z gazety to miejscowość. Przecież to są maleńkie wioski, znajdę wioskę, a potem kogoś w wiosce, kto ma Internet i mówi po angielsku. Jak myślicie, ile może być sposobów zapisu nazwy jednej jedynej małej wioseczki? Pierdyliard! Bragha, Bhraka, Braga, Braha, Braka i jeszcze kilka innych. Myślałam, że zwariuję, no przecież to niemożliwe.

Próbowałam też przez dużą międzynarodową organizację pomocową, ale mówiąc delikatnie nie pochylili się nad tematem…

szkoła Braga Nepal
Dzieci przed szkołą w Himalajach Nepalu

czy ktokolwiek mieszka w bradze?

Zatem miejscowość no jakby nie. Nie działa. Nie nazwisko, nie miejscowość, to może szerzej, a co, z rozmachem! I tak zaczęłam sprawdzać WSZYSTKO co mieściło się w okolicach Braghi i miało stronę na fb. Pisałam absolutnie do wszystkich. W ten sposób, po kilku tygodniach trafiłam na Hotel New Yak. (Niech Was nie zwiedzie nazwa hotel, bo standardy nepalskie są zupełnie inne niż te, do których przywykliśmy. I jak piszę zupełnie to właśnie to mam na myśli. Ale to temat na osobną opowieść.)

Dostałam wreszcie odpowiedź, po angielsku! Że owszem, jest tam w pobliżu szkoła, o której piszę i on (ma na imię Karma) się dowie o namiary i mi poda. Radość moja była wielka. I krótka. Bo okazało się, że szkoła zamknięta! Nie, on nie wie dlaczego i do kiedy. Ale… zna kogoś, kto uczył w tej szkole! Po kilku dniach dostałam numer telefonu. Kolejnych kilka zeszło na próbach skontaktowania się z mężczyzną o imieniu Mukhiya. Okazało się, że on już nie uczy w szkole w Bradze… Teraz jest nauczycielem w maleńkiej szkole w Nar Phoo na wysokości blisko 4500 m n.p.m., w której uczy się pięcioro dzieci. Obiecał jednak, że pomoże mi się skontaktować ze szkołą. (cdn.)

Chcesz wiedzieć jak pomagamy szkołom w Himalajach? Zajrzyj na naszą stronę SKY TATRA TEAM na fb